Archiwum

Byłem żołnierzem~

{Tu były Dominic Calliope / Halloway:)}

William St. Leger
26
Londyn, Anglia
niegdyś żołnierz, obecnie ???
wampir
dolokineza
ps. Suchy Klej



William pochodził z zamożnej, dobrze prosperującej rodziny. Kiedy zarówno Francuzi i Anglicy wpadli na pomysł podbicia Ameryki, W. zaczynał studia. Wojna była jedynie kwestią czasu. Wtedy został zmuszony do porzucenia edukacji i przyłączył się do armii. Wraz z resztą żołnierzy odesłano go na nowy kontynent. Jednak po kilku tygodniach walk uległ wypadkowi, zaatakował go wilk; w każdym razie wszyscy tak myśleli.  Mimo nienagannej opieki w namiocie szpitalnym jego stan zdrowia pogarszał się i nikt nie wiedział dlaczego. Wkrótce William St. Leger zmarł. Pozbawiono go munduru i schowane w worku ciało zostało wrzucone do oceanu. W końcu nie można było wrócić do kraju z trupem kogoś, kogo choroba stanowiła zagadkę. Rodzinie powiedziano, że William został ujęty przez tubylców i najprawdopodobniej spalony na stosie.                            
A jednak niedługo po tym W. obudził się i dziwnym trafem dobił do brzegu. Francuzi, myśląc, że jest jednym z Amerykanów, wzięli go do niewoli i zabrali do Paryża, gdzie miał służyć jednemu ze szlachciców, czyli człowiekowi, którymś kiedyś sam był. Po roku jednak uciekł, bo zrozumiał kim się stał... wampirem. Dotychczas nie czuł głodu, gdyż hrabia podawał każdemu ze służby mieszankę werbeny i mięty, w obawie, że ktoś go zaatakuje. Miesiące ciężkiej pracy opłaciły się, gdyż William niemal perfekcyjnie opanował francuski, co niewątpliwie przydało mu się później, na przykład kiedy znalazł posadę u handlarza ryb. Jednak szybko ją porzucił; natura wampira mu nie pozwalała funkcjonować normalnie z ludźmi.
Tułał się więc po Francji i szukał idealnego miejsca dla siebie. Pewien pustelnik polecił mu Szkołę Cienia... Czy trafnie? William ma taką nadzieję.
William był niegdyś zadufany w sobie i  rozkapryszony (pozostałość po szlacheckim charakterku), ale teraz stara się zmienić, gdyż dobrze wie, że już nigdy nie będzie tym, kim był kiedyś. Najwyraźniej jednak to nie będzie takie łatwe, bo umiejętność dolokinezy sprawia mu niebywałą przyjemność. Żywi się ludźmi; jedynie kobietami.

W Szkole Cienia uczy angielskiego.

7 komentarzy:

Lena pisze...

Karoca wjechała na dwór gdzie powinna istnieć szkoła. Dyrektorka uprzedzała, że nie będzie musiała być widoczna. Mam nadzieję, że list ode mnie doszedł na czas i uprzedził ją, że będę. Kierowca zszedł i pomógł mi wysiąść z karocy. Wyjął także moje bagaże. Nie wiem jakim cudem udało mi się przekonać Stwórcę, abym jechała sama z jego kierowcą. Może to mój urok?
- Jamie, weź bagaże i chodź za mną. Gdzieś tu musi być wejście... - ruszyłam tak, jak droga prowadziła, a kierowca za mną.

Lena pisze...

Spojrzałam w stronę jaką pokazywał mężczyzna z bagażami i ruszyłam w tym kierunku. Ujrzałam stojącego w bramie młodego mężczyznę. Stanęłam przed nim i dygnęłam kierując wzrok w dół, a później znów na mężczyznę. Delikatnie się uśmiechnęłam.
- Witam, Pana. Jestem nową uczennicą Szkoły Cienia. Trafiłam dobrze? - oznajmiłam łagodnym głosem. Patrzyłam na mężczyznę z delikatnym uśmiechem.

Lena pisze...

- Blanche Elise Danielle Travart. Miło mi. - Odwróciłam się w stronę kierowcy - James. Chodź za mną z bagażami. - Ponownie obróciłam się w stronę Williama. - Panie Williamie, mógłby pan mnie zaprowadzić w stronę gabinetu Dyrekcji?

Lena pisze...

Po drodze szukałam jakichkolwiek tematów do rozmów, jednak pamiętam czego mnie także uczono...
- Chciałam panu podziękować, że pokazał pan mi wejście. Nie wiem w jaki sposób odnajdujecie szkołę i szukacie wejścia... - Mruknęłam, jednak wyraźnie. Spojrzałam na Wiliama. Przyjrzałam się jego cerze, wyglądzie. Podejrzewałam, iż jest także wampirem.



[ O głód niech się nie martwi :P hue hue . Ale któż by chciał małolatę na karku. Ogólnie... zastanawiam się, czy nie zmienić rasy. Np. na Dampira albo nefilima czy cuś... ]

Lena pisze...

- Oh. To tak wyszukujecie... - Znów przeniosłam wzrok na Williama. Usłyszałam zdyszały głos służącego. Odwróciłam się do niego. - James, dajesz radę? - Głos zabrzmiał tak, jakbym naprawdę się martwiła. Oczy delikatnie zaczęły mi ciemnieć.
- Tak, Panno Travart. Jeszcze daję radę... - Doszliśmy do końca. James położył rzeczy na ziemi i odsapnął. Pomyślałam, iż może trochę przekonam Williama do zastąpienia Jamesa.
- James.. może ruszysz już do karocy? Powiedz, Ojcu... że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- Ale co z bagaża...
- Pan William z chęcią mi pomoże. Nie martw się. -Uśmiechnęłam się. - Idź już. Do zobaczenia. Ucałuj go ode mnie. - oznajmiłam szeptem.

[ Później :P ja tak o 23 powinnam być. może i wcześniej. ]

Lena pisze...

[ Dobra. Chyba nie dam rady już dziś. Usypiam. Odpiszę jutro :). I staję się dampirką. Spróbuję :P Dobranoc!]

Lena pisze...

[M.Valachi]

Westchnęłam. James widząc więcej franków niż dostaje na co dzień , ochoczo wziął torby i włożył je do pokoju. Wiedział, że teraz może na pewno odsapnąć. Kiwnęłam głową. Przytuliłam go, szepnęłam parę słów na ucho i odszedł. Rozejrzałam się po pokoju.
- Pięknie wygląda. - zerknęłam na Williama. - Czyli uczennice z uczniami i dorosłymi mają swój oddzielny akademik? - Zapytałam wyglądając za okno. Miałam widok na las.

Obserwatorzy

^